Magiczny świat baśni

Najważniejszym wskaźnikiem depresji, który rodzice są wstanie dość łatwo zauważyć, jest niemożność odczuwania radości / fot. Shutterstock
Bajki od niepamiętnych czasów nie tylko były pożywką dla dziecięcej wyobraźni, ale uczyły wzorców moralnych i rozwijały zasób słów. Zobacz, dlaczego warto czytać dziecku bajki, zamiast zostawiać go sam na sam z telewizyjną dobranocką.
/ 12.01.2012 09:16
Najważniejszym wskaźnikiem depresji, który rodzice są wstanie dość łatwo zauważyć, jest niemożność odczuwania radości / fot. Shutterstock

Czas na opowieści

Im dziecko starsze, tym większego znaczenia nabiera treść słów. W wieku trzech–czterech lat przychodzi czas na dłuższe opowieści. Najlepszym pokarmem dla duszy dziecięcej są w tym wieku i przez kilka następnych lat obrazy z autentycznych, starych baśni. W europejskim kręgu kulturowym są to przede wszystkim baśnie zebrane przez braci Grimm.Obrazy z baśni mogą się wydawać osobie dorosłej nieprawdziwe, jako że dobrze wiemy, iż nie ma mówiących zwierząt, szklanych gór ani ziejących ogniem smoków. Baśnie zinterpretowane na poziomie dosłowności zawierają też często sceny drastyczne, pełne okrucieństwa.

Zobacz też: Bajki terapeutyczne – jak pomagają dziecku?

Myślenie obrazami

Aby zrozumieć dlaczego tak bardzo cenimy właśnie autentyczne baśnie ludowe (a nie baśnie literackie ani baśnie „odpowiednio przystosowane i złagodzone”), powinniśmy sobie uświadomić całkowitą odmienność dziecięcego sposobu myślenia. Małe dzieci myślą obrazami. Steiner nazywa takie ruchliwe, plastyczne i mocno przesycone uczuciem obrazy „obrazami imaginatywnymi”. Warto w tym momencie podkreślić uderzającą zbieżność między stwierdzeniami Steinera a wynikami badań świadomości dziecięcej klasyka psychologii rozwojowej Jeana Piageta. Również Ernst Cassirer w swojej pracy Esej o człowieku mówi o charakterystycznych zarówno dla myślenia małego dziecka, jak i dla świadomości dorosłego człowieka epok zamierzchłych „formach całościowego postrzegania świata”, czyli o formach myślenia symbolicznego.

Świat symboli

Obrazy z baśni są prawdziwe nie w warstwie dosłownej, lecz jako symbole wyrażające rzeczywistość ludzkiego wnętrza. Bardzo wiele z takich symbolicznych form wyrażania prawdy o świecie duszy zachowało się do dziś w języku, zwłaszcza w różnego rodzaju powiedzeniach i przysłowiach ludowych. Na przykład: „złapać byka za rogi”, „stracić wątek”, „na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą”, „póty dzban wodę nosi, póki się ucho nie urwie”. Do głowy by nam nawet nie przyszło, żeby uważać za okrutne takie zwroty, jak: „wyskoczyć ze skóry”, „zbić na kwaśne jabłko”, „stracić głowę”, „położyć serce na dłoni” czy „płonąć miłością”.

Podobnie ma się rzecz z obrazami z baśni. Dla małego dziecka wilk z Czerwonego Kapturka nigdy nie będzie podobny do wilka w ogrodzie zoologicznym. (O ile oczywiście dorosły swoim komentarzem takiego podobieństwa dziecku nie narzuci!). Każdy człowiek ma swoją „fałszywą narzeczoną”. W każdym z nas obecne są zawiść, próżność, egoizm, lenistwo. Podobnie trzej bracia, macocha, matka, królewna, stary król i królewicz są obrazami różnych sił żyjących we wnętrzu człowieka. Dzieci przyjmują takie obrazy jako prawdy o zmaganiach ludzkiej duszy w jej wędrówce przez życie.

Zobacz też: Dawno, dawno temu, czyli jak dobrać idealną bajkę dla dziecka?

Gdy bohaterowie „ożywają”

Dla małego dziecka siły wewnętrzne duszy są tak realne i namacalne, że nierzadko „materializują się” jako niewidzialni towarzysze. Zdarzyło się to w mojej własnej rodzinie. Jedna z moich córek miała na przykład przez wiele lat całą grupę „silnych i mądrych przyjaciół, którzy potrafili obronić i dawać dobre rady”, a poza tym jeszcze „cztery niewidzialne wielkie białe psy, które zawsze były na wyciągnięcie ręki”. Gdy jechałyśmy na wakacje, psy nie miały problemu z dogonieniem pociągu. Był jeszcze piąty pies, który miał smycz „tak długą jak dookoła Ziemi”. O tych wiernych, niewidzialnych towarzyszach dowiedziałam się dopiero po latach, gdy córka była już dorosła. Zgodnie z jej relacją, towarzysze znikli bezpowrotnie dopiero w chwili, gdy dostała w prezencie bezradnie skomlącego „widzialnego” szczeniaczka.

Uczą i bawią

Baśnie są pejzażem ludzkiej natury. Dziecko intuicyjnie o tym wie i uczy się z baśni o świecie ludzkich norm i wartości, nie będąc tego wcale świadome. Baśnie pomagają w kształtowaniu się takich cech, jak ufność we własne siły, odwaga, prawdomówność, wiara w zwycięstwo dobra i w sens zmagań z przeciwnościami losu. Są więc one niezwykle cenną pomocą w wychowaniu moralnym, w kształtowaniu charakteru dziecka.Najważniejszy dla małego dziecka jest zawsze fakt, że to z ust zaufanej osoby płynie opowieść i dlatego optymalną formą przekazu baśni jest opowiadanie, a nie czytanie. Jeśli chcemy przyswoić sobie sztukę dobrego i przekonującego opowiadania baśni, powinniśmy wyrobić w sobie zdolność przenoszenia się w pewnym sensie do poziomu świadomości śniąco-marzącej z pogranicza jawy i snu, a zatem umiejętność utożsamiania się z obrazami. Powinniśmy więc wybierać jedynie te baśnie, które lubimy, z którymi możemy się bez wewnętrznego oporu utożsamić. Styl opowiadania powinien być sprawozdawczy, pozbawiony dramatyzmu. Jeśli jakiś fragment baśni budzi w dziecku lęk (bo i tak się czasem zdarza), to przyczyna leży zwykle nie w samej baśni, lecz na przykład w przesadnym sposobie opowiadania lub w zbyt sugestywnym, naturalistycznym obrazie adaptacji baśni obejrzanej w telewizji bądź na DVD. Gdy zaś dziecko, które poprzednio w napięciu i z uwagą słuchało baśni, zaczyna pytać „Czy to się zdarzyło naprawdę?”, może być to dla nas znakiem, że czas baśni już dla niego przeminął. Gdy tego rodzaju pytanie zadaje małe dziecko, to prawdopodobnie sami nie jesteśmy przekonani o prawdziwości obrazów opowiedzianej przez nas baśni.

Siła rutyny

Tę samą baśń należy opowiadać przez dłuższy czas, zawsze o tej samej porze i w miarę możliwości tymi samymi słowami. Jest to zrozumiałe, gdy uprzytomnimy sobie ogromne znaczenie stałego rytmu dla organizmu małego dziecka. Powtarzanie dokładnie tego samego odpowiada najgłębszym potrzebom dziecka i dlatego tak długo, jak dziecko prosi o tę samą baśń czy opowieść, powinniśmy mu ją opowiadać i cieszyć się, że tak jest, bo świadczy to dobitnie o tym, że dziecko intuicyjnie bardzo dobrze wie, czego mu trzeba. Niektóre maluchy domagają się powtarzania tej samej baśni całymi miesiącami! Każdą nową baśń najlepiej przeczytać wcześniej (na przykład poprzedniego dnia) i opowiedzieć ją dziecku własnymi słowami, gdy nadejdzie odpowiednia pora. Zwykle jest to czas wieczorny, tuż przed zaśnięciem, gdy dziecko już leży w łóżku. Stwarza to szczególny nastrój, a poza tym perspektywa usłyszenia baśni ciągnie jak magnez do łóżka. Jakże cudownie zwraca się te kilka dodatkowych minut poświęconych dziecku!

Bajki improwizowane

Jeżeli któregoś wieczoru zabraknie inwencji, wówczas można posłużyć się książką lub zaimprowizować jakąś inną opowieść. Baśń nie powinna być długa. Czteroletnie bądź pięcioletnie dziecko nie potrafi się koncentrować na długim słuchaniu, długa baśń może do niego nie docierać. Nie należy przerywać opowiadania baśni ani opowiadać jej w odcinkach. Gubi się wówczas całościowy sens obrazu, przerywanie rozdrażnia dziecko.

Gdy brak koncentracji

Pojawia się jednak coraz więcej dzieci, które wskutek nabytych bądź wrodzonych zaburzeń nie potrafią ani przez chwilę spokojnie słuchać. Nauczenie ich słuchania i koncentracji wymaga wielkiej cierpliwości i długiego czasu. Ale tym ważniejsze jest to zadanie dla rodziców i wychowawców, a potem tym większa radość, gdy się wreszcie zacznie udawać. W tym wypadku należy rozpoczynać od opowieści bardzo krótkich, w których napięcie stopniowo wzrasta i rozładowuje się dopiero pod sam koniec. Czasem – w takich właśnie wyjątkowych przypadkach – można nawet opowiadać w odcinkach, by zachęcić do słuchania. Wszystko zależy zresztą od konkretnej sytuacji, od wieku dziecka, jego temperamentu, zainteresowań, od możliwości rodziców.Jedno jest pewne i dotyczy wszystkich dzieci: wdrożenie stałego wieczornego rytmu z końcowym akcentem opowiadania baśni jest samo w sobie ogromnym osiągnięciem wychowawczym, którego owoce stają się widoczne już po niedługim czasie.

Zamiast dobranocki

Na zakończenie akcent osobisty. Wieczorne opowiadanie baśni zastąpiło w naszej rodzinie telewizyjną dobranockę. Wprowadziłam ten zwyczaj, aby ułatwić dzieciom przystosowanie się do dużej zmiany, jaką było wyeliminowanie telewizji – czas spędzany dotąd przed telewizorem należało czymś zapełnić. Zwyczaj ten stał się po kilku miesiącach najważniejszym punktem wieczoru, sprawiającym mnie samej przyjemność wcale nie mniejszą niż dzieciom. Opowiadałam baśnie przez kilka lat, o ile jakieś specjalne atrakcje (wizyta gości, zabawa z innymi dziećmi i tak dalej) zbytnio się nie przeciągnęły. W takich sytuacjach dzieci musiały same wybierać i czyniły to zwykle bardzo zdecydowanie, chociaż z nieukrywanym bólem serca, jako że nie można uczestniczyć w dwóch przyjemnościach jednocześnie.

Chwilę spędzone razem

Pamiętam dobrze pierwsze tygodnie po wprowadzeniu tego zwyczaju i doznanie rozpierającego piersi szczęścia: dzieci słuchały mnie jak jeszcze nigdy przedtem, jadły mnie wprost oczami wraz z opowiadaną baśnią...Oczywiście zdarzają się wieczory, gdy po prostu brakuje sił i inwencji na „obszerne” rytuały wieczorne. Również wtedy, zamiast włączać telewizję czy odtwarzacz DVD, bez porównania lepiej usiąść sobie wygodnie, wziąć malucha na kolana i coś poczytać, pooglądać razem obrazki, przez krótką chwilę pobyć naprawdę razem...

Fragment pochodzi z książki: "Mam czas dla dziecka. Pedagogika waldorfska dla najmłodszych. Propozycja alternatywnej kultury wychowania w domu, przedszkolu i w żłobku", Barbara Kowalewska (Wydawnictwo Impuls). Publikacja za zgodą wydawcy.

Redakcja poleca

REKLAMA